Zacznijmy
od tego, że Puerto Aysén co poniektórzy nazywają Muerto Aysén (muerto
– nieżywy, bez życia). Siedzimy sobie zatem z Adamem (towarzysz broni z Kansas)
w pustawym lokalu w ledwie dychającym Muerto Aysén i popijamy paskudnie rozcieńczone
Cristal (piwo z Valparaíso) dzieląc się ’życiem na emigracji’.
Nagle,
nie wiadomo skąd, podchodzi do nas z lekka podpity jegomość i zapytuje bardzo
niewyraźnie skąd jesteśmy i coś tam bełkocze, żeby wspomóc jego piwną przygodę.
I nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie jedno niewinne pytanie,
mianowicie - czy ja przypadkiem nie jestem el sobrino del Papa? Nic tylko
skwitować sardonicznym śmiechem, że i owszem, tyle że nie siostrzeńcem, nie… - synem,
tak, synalkiem papieża jestem! Pięknie się przy tym uśmiechnąć i jak
najbardziej poprosić o datek na zbożne cele.
I
gdyby tego wszystkiego, tej sławy całej, było mało, to el sobrino del Papa, tak
ten sam – wyobraźcie sobie mości państwo - został również mianowany
Prezydentem!
Gilda,
the regional representative the English Opens Doors Program, wysłała maila
w któryś czwartek, dość spontanicznie jak zawsze zresztą, że następnego dnia
wszystko rzucić należy, i że będzie spotkanie o trzeciej. Zatem zjechaliśmy do
Coyhaique z Muerto Aysén - silną grupą czteroosobową - i o tej
trzeciej wspomnianej, Gilda zapytawszy jak życie rodzinne i zawodowe, poprosiła
nas o aktywny udział w roli komisji sędziowskiej dwudniowego maratonu debat dla
uczniaków z lokalnych ogólniaków. Nie garnąłem się szczególnie do tej roboty, bo
niełatwa a i doświadczenia i porządnych zasad brakło, ale ostatecznie Gilda nie
zostawiła mi wyboru - mianując mnie prezydentem tej jakże czcigodnej kompaniji. I
nie tylko zostałem przedstawiony jako ‘Mr. President’, ale i przemawiać mi było
dane jak na prawdziwego prezydenta przystało...
Tyle że prezydentem o przysłowiowy kant na zakończenie, bo przecież ‘gringo’ wiedzie tutaj prym. Wołają na mnie ‘gringo’ czasem, mimo że przecież by zasłużyć sobie na miano ‘gringo’ trzeba jeszcze urodzić się w USA. Co z moją polskością - pytam? Z braku innych argumentów, przejąłem inicjatywę i pozwalam sobie raz na jaki czas zawołać ‘gringo’ na mojego gospodarza, bo wszak to ja biorę zimne prysznice i biegam po górach Patagonii, gdy on z rana trzęsie się z zimna przy nierozgrzanym jeszcze piecu! I kto tu jest ‘gringo’, eh?
Prezydent i spółka, konkurs Debat w Aysén
No comments:
Post a Comment