Tytuły i inne zaszczyty

05/06/2013

Zacznijmy od tego, że Puerto Aysén co poniektórzy nazywają Muerto Aysén (muerto – nieżywy, bez życia). Siedzimy sobie zatem z Adamem (towarzysz broni z Kansas) w pustawym lokalu w ledwie dychającym Muerto Aysén i popijamy paskudnie rozcieńczone Cristal (piwo z Valparaíso) dzieląc się ’życiem na emigracji’.

Nagle, nie wiadomo skąd, podchodzi do nas z lekka podpity jegomość i zapytuje bardzo niewyraźnie skąd jesteśmy i coś tam bełkocze, żeby wspomóc jego piwną przygodę. I nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie jedno niewinne pytanie, mianowicie - czy ja przypadkiem nie jestem el sobrino del Papa? Nic tylko skwitować sardonicznym śmiechem, że i owszem, tyle że nie siostrzeńcem, nie… - synem, tak, synalkiem papieża jestem! Pięknie się przy tym uśmiechnąć i jak najbardziej poprosić o datek na zbożne cele.

I gdyby tego wszystkiego, tej sławy całej, było mało, to el sobrino del Papa, tak ten sam – wyobraźcie sobie mości państwo - został również mianowany Prezydentem!

Gilda, the regional representative the English Opens Doors Program, wysłała maila w któryś czwartek, dość spontanicznie jak zawsze zresztą, że następnego dnia wszystko rzucić należy, i że będzie spotkanie o trzeciej. Zatem zjechaliśmy do Coyhaique z Muerto Aysén - silną grupą czteroosobową - i o tej trzeciej wspomnianej, Gilda zapytawszy jak życie rodzinne i zawodowe, poprosiła nas o aktywny udział w roli komisji sędziowskiej dwudniowego maratonu debat dla uczniaków z lokalnych ogólniaków. Nie garnąłem się szczególnie do tej roboty, bo niełatwa a i doświadczenia i porządnych zasad brakło, ale ostatecznie Gilda nie zostawiła mi wyboru - mianując mnie prezydentem tej jakże czcigodnej kompaniji. I nie tylko zostałem przedstawiony jako ‘Mr. President’, ale i przemawiać mi było dane jak na prawdziwego prezydenta przystało...

Tyle że prezydentem o przysłowiowy kant na zakończenie, bo przecież ‘gringo’ wiedzie tutaj prym. Wołają na mnie ‘gringo’ czasem, mimo że przecież by zasłużyć sobie na miano ‘gringo’ trzeba jeszcze urodzić się w USA. Co z moją polskością - pytam? Z braku innych argumentów, przejąłem inicjatywę i pozwalam sobie raz na jaki czas zawołać ‘gringo’ na mojego gospodarza, bo wszak to ja biorę zimne prysznice i biegam po górach Patagonii, gdy on z rana trzęsie się z zimna przy nierozgrzanym jeszcze piecu! I kto tu jest ‘gringo’, eh?

 
Prezydent i spółka, konkurs Debat w Aysén
 

No comments:

Post a Comment