“Tu problema es mi problema”

24/06/2013
La Patagonia – fuente: patagoniasinrepresas.cl

La Patagonia es preciosa, pero hay muchos desafíos en Aysén. Por ejemplo no hay universidades en la región y educación en Chile es muy cara. Además Chile depende de la exportación de cobre y salmón. Especialmente aquí, todo lo que hace o deja de hacer la industria salmonera lo decide ésta. Desafortunadamente el salmón ha sido contaminado y los pescadores artesanales de Aysén han estado esforzándose por mantenerse en el rubro ya que no existen otros trabajos para ellos en los cuales desempeñarse. En lo que concierne a actividades culturales, - vino, cerveza y drogas están disponibles en toda la ciudad, pero escasean las exposiciones o conciertos y también el cine y el teatro están cerrados.

El año pasado hubo protestas y la gente luchó por más oportunidades de empleo y una ‘Patagonia sin represas’*.
La protesta en Aysén - fuente: patagoniasinrepresas.cl

La protesta en Aysén - fuente: patagoniasinrepresas.cl
 
Con respecto a esto último, el transporte y energía son muy caros y los ríos (tales como Baker, Pascua, Bravo, Chacabuco...) están en severo peligro de ser destruidos por su represamiento para la construcción de megacentrales hidroeléctricas.
 
La Patagonia - fuente: patagoniasinrepresas.cl

Fuente: patagoniasinrepresas.cl
El Cerro Castillo - el montaje - fuente: patagoniasinrepresas.cl

 En la compañía HidroAysén (dueño Endesa Chile 51% y Colbún 29%) hay un polémico proyecto que contempla la construcción y operación de cinco centrales hidroeléctricas, dos en el río Baker y tres en el río Pascua, ubicados en la región de Aysén, en el sur de Chile. Con la construcíon de dos represas en el río Baker los sectores de Chacambuco y El Saltón se inundarían hasta en ocho mil hectáres de la cuenca del Baker. Las dos centrales sumarían una potencia instalada de 1040 MW.
 
Me da vergüenza que haya tantos proyectos que arruinarán el paisaje.

La manera que el proyecto de HidroAysén ha sido realisando está lejos de ser perfecto. Estoy de acuerdo con los chilenos en cuanto a que la energía sería más barata, pero creo que existen mejores maneras para lograrlo en vez de destruir la Patagonia con injerencia humana. En otras palabras, es necesario que se dialogue y se encuentren soluciones acerca del problema.
 
*“Tu problema es mi problema” generado en la región ha sido un gran paso en el proceso de unidad, consciencia y movilización regional en pos de las legítimas demandas ayseninas.“Tu problema es mi problema” generado en la región ha sido un gran paso en el proceso de unidad, consciencia y movilización regional en pos de las legítimas demandas ayseninas.
Fuente: patagoniasinrepresas.cl
Patagonia
 
"A la Patagonia llaman
sus hijos la Madre Blanca.
Dicen que Dios no la quiso
por lo yerta y lo lejana,
y la noche que es su aurora
y su grito en la venteada
por el grito de su viento,
por su hierba arrodillada
y porque la puebla un río
de gentes aforesteradas..."
                             Gabriela Mistral

Czasem największym wyzwaniem jest by zajęcia odbyły się w ogóle/making an impact!

20/06/2013
E-7, moja podstawówa

Jak już wcześniej pisałem, nikt się tu przesadnie z niczym nie śpieszy i lekcje zwyczajowo zaczynają się jakieś 10 minut po dzwonku, który też nie zawsze o czasie dzwoni.

W dodatku często mija dobre 20-30 minut zanim brać niosąca wątły kaganek oświaty rozłoży cały swój kram papierzysk, kajetów i elektroniki, że pominę milczeniem odprawianie innych rytuałów. Uczniowie także dokładają niemało do tego rozgardiaszu, wszak każda klasa ma własną salę, która często wygląda gorzej od biblijnej Sodomy – a to rozlane farbki na podłodze; a to modele waginy z plasteliny porozrzucane po kątach; a to gdzieś tam w końcu sali pałętają się chłopaki, którzy myślą, że jak piszą po szybach owinięci w zasłony, to ich nie widać.

I nie mogę tak po prostu zacząć sobie punktualnie, bo zajęcia podzielone są na 90 minutowe bloki, które wraz z la profe de inglés' prowadzimy w systemie 45 minut w tandemie i 45 minut każde z osobna z połową bandy (klasy - ma się rozumieć). W związku z powyższym, na realizowanie programu pierwszej części często zostaje nie więcej niż 15-25 minut, bo przecież trzeba jeszcze sprawdzić obecność i dzieciaki na dwie grupy podzielić, co też bywa nie lada wyzwaniem. Przez to niestety i drugiej odsłonie obrywa się często i interaktywne zajęcia*, które prowadzę samodzielnie z nastawieniem na komunikację werbalną, nie trwają dłużej niż 35minut.

I żeby tego było mało, niemal co drugi dzień wydarza się coś co sprawia, że kolejne lekcje idą w odstawkę - a choćby apel jaki czy próby z nim związane, wycieczki, nieobecności, brak wody w kranach z powodu nadmiernych opadów deszczu ;), karencje uczniaków i inne scysje (tak, problemy z dyscypliną to tutaj chleb powszedni). I przecież każdy poniedziałek musi obowiązkowo zacząć się od zbiorowej pogadanki/połajanki (niepotrzebne skreślić) i odśpiewania chilijskiego hymnu! Kwadrans w tę, kwadrans w tamtą, nikogo to tutaj przesadnie nie wzrusza - ‘qué hay que hacer’ - co począć?

A i tak najbardziej przegiąłem ja sam, bo przecież zapalenie płuc piechotą nie chodzi. El gringo está kaputt – zajęć brak do odwołania…
 
Día del Carabinero (czyli chilijskiego policjanta, trzech takowych delikwentów wraz z Dyrem w środkowym rzędzie)
 Występem szalenie zainteresowana publika
Chilijskie narodowe i argentyńskie naleciałości (Cueca, Chamamé, Villera)
Z cyklu obrzędy ‘Chile ziemią kultury’ (fota zapożyczona)
 
*Zajęcia tutaj są niczym przedstawienia na deskach teatru, wychodząc na scenę za każdym razem muszę sprawić, że nawet najbardziej oporne klasowe ‘rozrabiaki’ zaprzęgną szare komórki i spróbują wykrztusić z siebie słowo w języku Shakespeare’a. Nie zawsze udaję mi się ich zachęcić, nie zawsze dają mi szansę, ale też ich za to nie winię. Niektórzy z nich nie mają za wesołej sytuacji rodzinnej; szkoła jest dla nich jedynym miejscem by poszaleć, najeść się i na chwilę odetchnąć od koszmaru domowej rzeczywistości. Jedyne co ja mogę zrobić, to nauczyć się ich imion i pokazać im, że w nich wierzę, i że oni też mogą ‘wszystko’ (z cyklu ‘Don't dream of winning - train for it’).

“No written word, no spoken plea, can teach our youth, what they should be, nor all the books on all the shelves, its what the teachers are themselves”.

                                                   It's a favourite poem of John Wooden but the author is unknown.

Jak na załączonej fotografii
Moja klasa w pełnej gotowości bojowej
Zawczasu przygotowana tablica
 Klasowe przypominaje
 
Jak wyżej 
I jeszcze fota z lekka maźnięta, aczkolwiek świetnie oddająca klimat z cyklu “nie ma nas” (fota zapożyczona)
 

 

Chwile

08/06/2013

Bywają i chwile, że przewracam się o pytania z cyklu ‘i co ja tutaj robię?’ czy ‘co ja tutaj będę robić przez kolejne 180 dni?’.

Bywają i imprezy, i inne akcje, mocno zakropione moją własną głupotą.

I czasem, człek - wyżej wspomniany zresztą - zniszczy się przesadnie banalnym przeziębieniem czy innym niedoborem/nadmiarem płynów (z akcentem na to drugie) i ma z lekka dość tudzież znacznie zmniejszone moce przerobowe (wszak życie to nie bajka(ł)).

Pięknie bywa chwilami, jak głosił Grechuta, tymczasem muszę zwalczyć chorobę i wątpliwości, i dogonić kurs hiszpańskiego, i inne akcje…

Może to ból głowy, może odwieczny patagoński deszcz, może po prostu ochota na Dostoja:

“Man is sometimes extraordinarily, passionately, in love with suffering...”

“Man is a mystery. It needs to be unravelled, and if you spend your whole life unravelling it, don't say that you've wasted time. I am studying that mystery because I want to be a human being.”

“Taking a new step, uttering a new word, is what people fear most.”

                                                                                                     Fyodor Dostoyevsky

Tytuły i inne zaszczyty

05/06/2013

Zacznijmy od tego, że Puerto Aysén co poniektórzy nazywają Muerto Aysén (muerto – nieżywy, bez życia). Siedzimy sobie zatem z Adamem (towarzysz broni z Kansas) w pustawym lokalu w ledwie dychającym Muerto Aysén i popijamy paskudnie rozcieńczone Cristal (piwo z Valparaíso) dzieląc się ’życiem na emigracji’.

Nagle, nie wiadomo skąd, podchodzi do nas z lekka podpity jegomość i zapytuje bardzo niewyraźnie skąd jesteśmy i coś tam bełkocze, żeby wspomóc jego piwną przygodę. I nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie jedno niewinne pytanie, mianowicie - czy ja przypadkiem nie jestem el sobrino del Papa? Nic tylko skwitować sardonicznym śmiechem, że i owszem, tyle że nie siostrzeńcem, nie… - synem, tak, synalkiem papieża jestem! Pięknie się przy tym uśmiechnąć i jak najbardziej poprosić o datek na zbożne cele.

I gdyby tego wszystkiego, tej sławy całej, było mało, to el sobrino del Papa, tak ten sam – wyobraźcie sobie mości państwo - został również mianowany Prezydentem!

Gilda, the regional representative the English Opens Doors Program, wysłała maila w któryś czwartek, dość spontanicznie jak zawsze zresztą, że następnego dnia wszystko rzucić należy, i że będzie spotkanie o trzeciej. Zatem zjechaliśmy do Coyhaique z Muerto Aysén - silną grupą czteroosobową - i o tej trzeciej wspomnianej, Gilda zapytawszy jak życie rodzinne i zawodowe, poprosiła nas o aktywny udział w roli komisji sędziowskiej dwudniowego maratonu debat dla uczniaków z lokalnych ogólniaków. Nie garnąłem się szczególnie do tej roboty, bo niełatwa a i doświadczenia i porządnych zasad brakło, ale ostatecznie Gilda nie zostawiła mi wyboru - mianując mnie prezydentem tej jakże czcigodnej kompaniji. I nie tylko zostałem przedstawiony jako ‘Mr. President’, ale i przemawiać mi było dane jak na prawdziwego prezydenta przystało...

Tyle że prezydentem o przysłowiowy kant na zakończenie, bo przecież ‘gringo’ wiedzie tutaj prym. Wołają na mnie ‘gringo’ czasem, mimo że przecież by zasłużyć sobie na miano ‘gringo’ trzeba jeszcze urodzić się w USA. Co z moją polskością - pytam? Z braku innych argumentów, przejąłem inicjatywę i pozwalam sobie raz na jaki czas zawołać ‘gringo’ na mojego gospodarza, bo wszak to ja biorę zimne prysznice i biegam po górach Patagonii, gdy on z rana trzęsie się z zimna przy nierozgrzanym jeszcze piecu! I kto tu jest ‘gringo’, eh?

 
Prezydent i spółka, konkurs Debat w Aysén